Kartka z głodówki ze słonecznej Łeby 2007
Wiosenna głodówka, na przednówku w słonecznej ciepłej aurze była prowadzona przez doświadczony, zahartowany od 7 lat zespół. W tym roku opiekę medyczną nad turnusem przejęła pani doktor Grażyna Ziółkowska. Jej pozytywny stosunek do rzeczywistości nadał świeży ton spotkaniu. Spacery, ogniska i wieczorne rozmowy w kręgu były okazją dzielenia się intencjami. W tym samym czasie francuscy rolnicy strajkiem głodowym protestowali przeciw dopuszczeniu arbitralnym dekretem do wysiewu roślin genetycznie modyfikowanych (GMO). Solidarnie wspieraliśmy w intencjach dzieło Orkiestry pod dyrekcją sir Juliana Rose (polskiego patrioty z wyboru). Prawie wszyscy podpisali deklarację poparcia dla idei niedopuszczenia patentowania genów żywych organizmów.
Czy możliwe jest dokonywanie pozytywnych zmian
dla innych nie robiąc postępu na drodze rozwoju własnego?
Wieczory przy kominku przerodziły się w otwierające serca muzykowania. Uczestnicy mówili o swoich doświadczeniach i czuło się, że należymy do tego samego plemienia. Głodówka na wiosnę jest mocnym uzdrawiającym doświadczeniem. Umiejętność tą dziedziczymy po przodkach, którzy dzięki niej przetrwali. Odżywianie endogenne oczyszcza ze złogów i dzięki „zjadaniu” uszkodzonych i niepotrzebnych komórek odmładza organizm. Po tym doświadczeniu czuję więcej sił witalnych.
Dr Grażyna Ziółkowska wraz z córką Dominiką. Pani doktor jest lekarzem rodzinnym, mającym duże doświadczenie w prowadzeniu tego typu terapii.
Jest także wieloletnią wegetarianką, razem z mężem rolnikiem ekologicznym z Nowego Młyna - Sławomirem Ziółkowskim wychowują 10 letnią Dominikę, wegetariankę od urodzenia.
Popularnym zabiegiem na głodówce stało się świecowanie uszu pomagające na, między innymi, stany zapalne zatok, bóle głowy, itp.Zabieg poprzez inhalację, wzmacnia system odpornościowy, relaksuje i wycisza. Zajęcia prowadził Jerzy Niczyporuk.
Dr Mateusz Wiszniewski w trakcie pokazu tańca hawajskiego połączonego z masażem. Mateusz jest arteterapeutą,
nauczycielem hawajskiej pracy z ciałem. Od wielu lat prowadzi warsztaty i
obozy poświęcone terapiom ekspresywnym i technikom relaksacyjnym. Jest
autorem książęk: Potęga Wizualizacji, Zrelaksuj się i Żyj Twórczo,
Samouzdrawianie i Praca ze Snami, Uzdrawiający Taniec, Huna w
Samouzdrawianiu I Autoterapii, wydanych przez Studio Astropsychologii.
Opowieść Tomasza
Przyjechałem po długim weekendzie majowym i poszedłem do pracy. Gdy tylko wszedłem do biura spytano mnie:
– Czy z tobą wszystko w porządku?
– Nie jesteś chory?
Odpowiedziałem:
– Ależ skąd czuje się wyśmienicie!
A czemu pytasz? – Zapytałem
– Bo wyglądasz trochę inaczej! Schudłeś tak jakoś!
– A to! – Popatrzyłem w dół, gdzie był spory brzuszek. – Byłem na odsysaniu tłuszczu! – zażartowałem – zapłaciłem 2 i pół tysia i widzisz jak dobrze wyglądam.
Tak, udało się w końcu i schudłem, chociaż to nie było moim celem.
Właśnie wróciłem z 9-dniowego obozu organizowanego corocznie od 9 lat przez Wegetariański Świat w Łebie.
Jak to się stało?
W marcu kupiłem WŚ, który zdarza mi się kupić raz na pół roku, może rzadziej. Zaniedbywałem się przez ostatnie lata, przybyło mi kilogramów i dodatkowo pogorszyły się moje wyniki. Miałem cholesterol całkowity 266, cukier na czczo trochę powyżej górnej granicy …110 ml/dl. Szukałem jakiegoś wyjścia. Wyjście przyszło samo, kiedy kupiłem WŚ. Przeczytałem cały artykuł, wszedłem na podane w artykule stronę www.głodówka.pl i przeczytałem wskazówki jak się przygotować . Kiedyś interesowałem się jogą, sporo czytałem. Również o oczyszczaniu organizmu za pomocą głodówki i podobnych metod. Wróćmy jednak do głodówki leczniczej. Miała pomóc poprawić wyniki morfologii i oczyścić organizm
Pomyślałem – To coś dla mnie! Koniecznie muszę pojechać!
Dodatkowo kupiłem sobie książkę pt. Cholesterol i z wielkim zapałem i konsekwencją wziąłem się za przygotowania. Trwało to chyba 2-2,5 tygodnia. Zacząłem jeść surówki, przyglądałem się jak jem. Ile? I o jakiej porze?
Z książki Cholesterol – dowiedziałem się jak można obniżyć cholesterol o 25%, a ze strony głodówki, że należy łykać glon chlorella, który pozwala pozbyć się zanieczyszczeń i najcięższych toksyn. W tym okresie schudłem około 5 kg, chociaż nie to było dla mnie istotne. Ważniejsze były wyniki morfologii i upragnione dobre samopoczucie. Udało mi się obniżyć cukier w okresie przygotowań; cholesterol chciałem zbadać po przyjeździe. W końcu na tym mi najbardziej zależało – to początek do chorób serca i miażdżycy.
Z wcześniejszych lektur wiedziałem, że podczas głodówek mogą występować ostre bóle głowy, mięśni czy stawów, u kogoś z tendencjami do reumatyzmu. Chciałem jak najbardziej zminimalizować objawy. Udało mi się wyrwać z młyna: praca-dom, dom-praca. Już byłem zadowolony. Spodziewałem się, że wypocznę, będę miał czas i możliwość przemyśleć wiele rzeczy itd.. Bardzo się myliłem. Zajęcia były zorganizowane w ten sposób, że właściwie nie było czasu. Od godz. 8.00 ćwiczenia z automasażu i gimnastyki ogólnej bazującej na tai-chi, jodze tudzież innych systemach, aż po wieczorne spotkania i wykłady ze zdrowego żywienia. Poznałem wiele ciekawych osób, część była na wcześniejszych głodówkowych wczasach i dzieliła się swoimi doświadczeniami. Łykałem wszystkie informacje jak świeże bułeczki. Było to do przewidzenia – człowiek nakręca się jak trzeba – aż zalatuje to sekciarstwem zdrowości.
Tak naprawdę najfajniejsza była atmosfera – ludzie, którzy przyjechali. A przyjechali ludziska z całej Polski w różnym wieku. Wszyscy okazywali sobie tolerancje i wyrozumiałość. W końcu każdy z uczestników borykał się ze swoimi słabościami i swoimi myślami na temat dodatkowego talerza pomidorowej z kluseczkami.
Z ciekawszych rzeczy jakich się dowiedziałem to to , że podczas głodówki mózg wyłącza niepotrzebne informacje, które nie są potrzebne do przetrwania. Po powrocie zdarzyło mi się zapytać – jakim tramwajem zwykle jeżdżę do pracy! (hihi). Często też brakowało mi słów, żeby się wysłowić.
Ogólnie nie było tak źle z pamięcią jak tutaj opisuję. Każda głodówka przebiega bardzo indywidualnie. Wiele też na pewno zależy od przygotowania i nastawienia psychicznego oraz tego jakie wyobrażeni(e)a mamy na temat głodówki.
I tak jedni znosili ją dość ciężko czując mdlenie i niesmak. Sam osobiście czułem jak trawię złogi tłuszczowe – znaczy się mój brzuszek, ale przeszedłem nad tym do porządku dziennego. Niektórzy czuli nudności, niektórzy bardzo myśleli o jedzeniu. A było o czym! Właśnie rozpoczynał się sezon w Łebie i dokoła na ulicach czuć było gofry i rzędy sklepików oferujących co smaczniejsze kąski.
Grafik zajęć można było sobie zapełnić dodatkowymi masażami lub spacerami po Narodowym Parku Słowińskim czy plaży doinhalowując rześkim morskim powietrzem styrane miastowym perfumem płuca.
No i w ten sposób właśnie straciłem pierwsze 10 kg swojej wagi (czyli 10 kg + 5 kg przygotowania). Na ćwiczenia starałem się chodzić regularnie i obowiązkowo – trzymając dyscyplinę – chociaż inni chodzili według upodobania np. opuszczając poranną gimnastykę. Mi zdarzyło się parę razy zachrapać podczas pierwszych porannych ćwiczeń – oczywiście nie z nudy tylko ze zmęczenia które było moim notorycznym przyjacielem w nie reklamowanym obecnie trybie życia, które zostawiłem hen hen. To mnie nie zraziło! Nie ma jak moc relaksu i odrobiny dystansu do samego siebie.
Było sporo wykładów na tematy pro wegetariańskie. Można było pójść do Pani doktor, która trzymała nad nami pieczę na ciekawe zajęcia z wizualizacji Reiki – naprawdę godne polecenia – jeśli ktoś wierzy, że pomagają.
Jednym słowem – podobało mi się – drugim słowem – czułem się coraz lepiej. Do tego stopnia mi się spodobało, że postanowiłem przedłużyć sobie głodówkę po powrocie. W zapasie miałem jeszcze parę dni urlopu i jeśli byłoby to uciążliwe postanowiłem brać wolne dni.
Ostatecznie, w końcu nie jadłem 27 dni. Pod koniec obozu pojawiła mi się wysypka i chciałem żeby toksyny wyszły ze mnie. Jak minęła wysypka na nogach około 23 dnia głodówki to pojawiła się plama na brzuszku. Nie chciałem jednak przesadzać z przedłużaniem niejedzenia, w końcu to nie wyścigi, no i pierwsza moja głodówka. W pozostałych dniach zrzuciłem jeszcze 10 kg kochanego tłuszczyku.
Wyobrażacie pewnie sobie jak lekko człowiek się czuje bez 25 kg? I macie rację – bardzo lekko. Nie wiem czy to ostatnia moja głodówka. Bardzo mi się spodobała. Człowiek odciąża organizm, wycisza się wewnętrznie, staje się otwarty na siebie i innych, zwiększa mu się poziom tolerancji i nie zajmuje się głupotami. Przychodzą nowe pomysły do głowy i jakby zwiększa się poziom optymizmu w miarę niejedzenia. A tego w obecnych czasach najbardziej nam brakuje!
Pewnie spytacie co z moimi wynikami? Co z morfologią?
Otóż cukier nawet po jedzeniu mam obecnie na poziomie 83 mg. Gorzej z cholesterolem. Nie wiem czy potrzeba więcej czasu – jest na tym samym poziomie. Po powrocie do jedzenia wpadło mi 6 kg chociaż to nic dziwnego jak się zapełni jelita jedzeniem i zacznie solić potrawy to więcej wody garażuje w organizmie. Co do cholesterolu to daje sobie jeszcze z 3 miesiące żeby zobaczyć efekty.
Dlaczego? Ano dlatego, że jeszcze ciekawszym etapem jest wychodzenie z głodówki i utrzymanie tego co się zyskało! Zmiana trybu życia, nawyków, itp.. Ale to już następna historia.
Tomasz Tymiński
Tomasz Tymiński uczestnik majowej głodówki, którego pamiętnik możecie państwo czytać na naszej stronie.
Wieczorna sesja świecowania uszu.
Wieczorna sesja świecowania uszu.
Dla obserwatorów gotował Stefan Poprawa – mistrz kuchni makrobiotycznej znany z wielu eko-imprez, absolwent Międzynarodowego Instytutu Makrobotyki i Shiatsu w Kiental (Szwajcaria), nauczyciel masażu shiatsu z 14-letnim doświadczeniem.
Poprowadził też warsztat Shiatsu i opowiedział o podstawach gotowania makrobiotycznego łącznie z ciekawymi przepisami.
Dla wychodzących z głodówki i obserwatorów głodówkowych zbieraliśmy odżywczy sok z brzóz.
Wieczorami aby wzmocnić element ognia paliliśmy ogniska.
|
|