Trudna sztuka odchudzania
Czy istnieje dieta doskonała?
Dlaczego dieta wysokobiałkowa szkodzi?
Czy wilczy apetyt pozwoli utrzymać figurę?
Dlaczego Natura walczy o tłuszczyk?
Nadwaga nie jest stanem naturalnym. Podobnie jak
nienaturalna jest tłusta dieta, która zdominowała współczesne
kuchnie. Nienaturalny jest też brak aktywności fizycznej oraz
siedzący tryb życia.
Ponad jedna trzecia
populacji kobiet i jedna czwarta populacji mężczyzn w bogatej części
świata chce schudnąć. W ubiegłym roku Amerykanie, na przykład, wydali
30 miliardów dolarów tylko na różne preparaty i
programy odchudzające. Podobna sytuacja ma miejsce w Europie
Zachodniej. Jaka jest skuteczność tego rodzaju diet? Życie pokazuje,
że bardzo nikła. Już po miesiącu, większość odchudzających się
ponownie przybiera na wadze. Tyle samo, ile schudli albo i więcej.
W USA sprawa stała się na
tyle poważna, że zajął się nią Narodowy Instytut Zdrowia. Próbował
on znaleźć odpowiedź na pytanie, czy któryś z dostępnych na
rynku programów odchudzających daje długotrwałe efekty.
Niestety żaden z producentów nie był w stanie dostarczyć
takich dowodów.
Tymczasem frustracja osób
walczących z nadwagą zaowocowała powstaniem grup antyodchudzających
się, których przewodnim hasłem stało się zaakceptowanie faktu
swojej tuszy. Aktywiści przekonują: należy zaakceptować siebie i to,
że waży się „nieco” więcej niż dyktuje to aktualna moda.
Jednak nadwaga nie jest tylko problemem o charakterze kosmetycznym.
Wywołuje cały szereg groźnych chorób nazywanych
cywilizacyjnymi, między innymi: nowotwory, cukrzycę, choroby serca
oraz inne dolegliwości.
Dietetycy
zajmujący się problemem, uważają, że główną przyczyną nadwagi
jest wysoka zawartość tłuszczu w spożywanych pokarmach.
Wegetarianie, którzy odżywiają się ziarnami zbóż,
warzywami, owocami i nasionami roślin strączkowych, mimo iż w nich
również występuje tłuszcz, zwykle są szczupli. Wyniki badań
wskazują, że wegetarianie są znacznie szczuplejsi niż osoby jadające
mięso. Przeciętny Amerykanin odżywiający się w typowy sposób
dostarcza swojemu organizmowi prawie 40 procent ogółu kalorii
pod postacią tłuszczu. W związku z tym faktem, programy dietetyczne
zalecają zmniejszenie zawartości tłuszczu w pożywieniu tak, aby jego
wartość kaloryczna wynosiła 30 procent wszystkich spożywanych
kalorii.
Udział kalorii
dostarczanych pod postacią tłuszczu w jadłospisie składającym się ze
zbóż, warzyw, owoców i fasoli wynosi zaledwie 10
procent. Tu kryje się zagadka – to jest główna przyczyna
nadwagi u ogromnej większości otyłych osób. Zaczęto również
zdawać sobie sprawę, że niecelowe jest zalecanie spożywania bardzo
małych ilości kalorii. Takie zalecenia dietetyczne prowadzą jedynie
do krótkotrwałych efektów.
O preparatach odchudzających...
Proszkowe preparaty firmy
Ultra Slim-Fast sporządza się z różnego rodzaju cukrów,
składników mleka oraz dodatków smakowych, witamin, soli
mineralnych i błonnika pokarmowego. Należy je mieszać z odtłuszczonym
mlekiem, sokiem lub wodą i jadać zamiast śniadania, lunchu i
popołudniowej przekąski. Na kolację należy spożyć „rozsądny i
właściwie ułożony posiłek o niskiej zawartości tłuszczu” –
takie są zalecenia producentów tego preparatu. Trzy porcje
preparatu wymieszane z mlekiem dostarczają poniżej 700 kcal. Proszek
ma dość niską zawartość tłuszczu (16 procent), ale poza tym zawiera
głównie proste cukry, przede wszystkim sacharozę, czyli zwykły
cukier, oraz laktozę, czyli cukier mleczny. Ten plan odchudzający
opiera się na staromodnej diecie niskokalorycznej plus preparaty
zapobiegające niedoborom witaminowym i mineralnym. Ale, diety
niskokaloryczne nie uwzględniają procesów metabolicznych
długofalowych i stosowanie ich daje krótkotrwałe efekty.
Inne
programy odchudzające, na przykład program: Diet Revolution dr.
Atkinsa, opiera się na diecie, z której wyeliminowano
węglowodany, natomiast zaleca się jadanie dużych ilości produktów
wysokobiałkowych, takich jak mięso i jajka. Dieta tego typu jest
niewłaściwa z kilku powodów. Po pierwsze, nie zapewnia
trwałego spadku masy ciała. Dieta wysokobiałkowa wywołuje zakwaszenie
organizmu, i co za tym idzie utratę wody w dość szybkim tempie. Po
zaprzestaniu diety, wkrótce ciężar ciała wzrasta, ponieważ
tkanki do właściwego funkcjonowania wymagają określonych ilości wody.
Ponadto nadwaga, występuje głównie w postaci tkanki
tłuszczowej odłożonej na brzuchu, udach i biodrach, a nie w formie
wody zatrzymanej w tkankach. Należy podkreślić, że dieta
wysokobiałkowa niesie poważne niebezpieczeństwa różnego
rodzaju. Po pierwsze, produkty wysokobiałkowe zawierają również
duże ilości tłuszczu. „Chude” rodzaje mięsa, czyli
wołowina, kurczak, ryby, a także przetwory mleczne i jajka składające
się głównie na tego rodzaju dietę zawierają dużo tłuszczu i
cholesterolu. Po drugie – jak donoszą badania naukowe –
to właśnie dietę wysokobiałkową obarcza się winą za osteoporozę i
choroby nerek. Wysokobiałkowa dieta sprzyja też ucieczce wapnia z
organizmu, który wydalany jest z moczem i jest powodem
niedoborów tego cennego i niezbędnego organizmowi pierwiastka.
Produktami przemiany wysokobiałkowych pokarmów są substancje
działające jak środki moczopędne, które zmuszają nerki do
pracy ponad miarę, co skutkuje stopniowym wyczerpywaniem się nefronów
spełniających rolę filtrów. Człowiek potrzebuje pewnej ilości
białka w diecie, ale obecnie wiadomo już o oczywistym
niebezpieczeństwie, jakie wynika z nadmiaru tego składnika w
pożywieniu.
Spożycie jednej —
około 225 g — porcji ryby wypełnia zapotrzebowanie na białko na
cały dzień i to już w tym jednym posiłku. To samo dotyczy porcji
wołowiny o zbliżonej gramaturze, a także wieprzowiny, drobiu lub
innego mięsa. Obecność w diecie produktów mięsnych sprawia, że
bardzo trudno jest ograniczyć ilość białka do bezpiecznego poziomu.
Podobne niebezpieczeństwo występuje przy jadaniu jajek. Wartość
kaloryczna białka jajka w 85 procentach pochodzi z białka. Spożycie
dwóch jajek na śniadanie dostarcza około 12 g białka, a nie
dostarcza ani potrzebnych do jego strawienia złożonych węglowodanów,
błonnika pokarmowego, czy witaminy C.
Najlepiej zrównoważonym
pod względem białkowo-kalorycznym są zboża, nasiona roślin
strączkowych i warzywa. Zawierają one spore ilości białka,
wystarczające dla organizmu i nie w nadmiarze.
Aby
utrzymać właściwą wagę ciała nie ma konieczności układania
szczegółowego jadłospisu z udziałem tych produktów.
Według dietetyków urozmaicona dieta roślinna zawiera wszystkie
rodzaje białka, jakich potrzebuje organizm człowieka. Natomiast –
według najnowszych badań - mięso, drób, ryby i wysokobiałkowe
preparaty dostarczają ludzkiemu organizmowi białka w ilościach, które
nie są bezpieczne.
Czy niskokaloryczne diety są skuteczne?
Wiele odchudzających diet
bazuje na teorii, że osoby otyłe stały się takimi z powodu zjadania
nadmiaru pożywienia, a jedynym sposobem, by temu zaradzić, jest
właśnie zmniejszenie ilości spożywanych pokarmów. Cóż
wydaje się to całkiem logiczne, ale Natura ma inną logikę - działa
zupełnie inaczej.
Ludzkie
ciało zostało ukształtowane miliony lat temu, gdy diety odchudzające
nie były znane. Gdy jedynym nakazem i szansą na przeżycie było najeść
się do syta. Im tłustsza i słodsza była potrawa, tym lepiej został
odżywiony organizm. Później następował naturalny okres
głodowania z powodu braku pożywienia. Przeżywali tylko ci osobnicy,
których organizm poradził sobie z tymczasowym brakiem
żywności. Tak więc nasz organizm, aby przetrwać, wytworzył przez
wieki specjalny mechanizm umożliwiający przetrwanie, gdy brakuje
pożywienia. Mechanizm ten działa bardzo sprawnie również i w
dzisiejszych czasach, tak więc jeśli osoba z nadwagą rozpoczyna
niskokaloryczną dietę, mechanizm zaczyna działać. Mimo, iż dla naszej
świadomości jest oczywiste, że jedzenia nie brakuje i nie grozi nam
śmierć głodowa, a naszym celem jest jedynie zmniejszenie masy ciała,
to nasz organizm wpada w panikę. Dla niego taki stan oznacza
głodowanie. Wobec tego wbudowane mechanizmy biologiczne automatycznie
zaczynają swoje działanie, czyli przeciwdziałanie niedożywieniu.
Pierwszym krokiem jest zwolnienie się metabolizmu, czyli przemiany
materii. Opanowuje nas tak zwany „niepohamowany apetyt”,
który jest odpowiedzią organizmu na sytuację, gdy w polu
naszego widzenia pojawi się jakieś pożywienie. Objawia się to wręcz
napadem łaknienia. Zjawisko to dobrze jest znane w kręgach dietetyków
i nazywane jest „syndromem odpowiedzi głodowej”. Jest je
bardzo trudno kontrolować.
Skąd
organizm czerpie energię potrzebną do jego funkcjonowania? Albo
pobiera ją ze spożywanych pokarmów, albo wykorzystuje odłożony
w tkankach tłuszcz. Musi to robić stale, bowiem jest stale aktywny.
Nawet w czasie spoczynku, na przykład snu, zachodzą w ciele procesy,
dla których ciągłości energia ta jest niezbędna: płuca
wymieniają tlen na dwutlenek węgla, w naczyniach krwionośnych krąży
krew, organiczny termostat utrzymuje stałą temperaturę ciała, rosną
włosy i paznokcie. Utrzymanie całej tej skomplikowanej maszynerii
wymaga energii. Na jawie zapotrzebowanie na energię jest jeszcze
większe. Pracę ludzkiego organizmu, przyjmując duży skrót
myślowy, można by porównać do funkcjonowania silnika
samochodowego. Gdy samochód jedzie pod górę to zużywa
więcej paliwa niż wówczas, gdy zjeżdża z górki.
Podobnie jak organizm. Gdy siedzimy przed telewizorem, wówczas
niewiele energii zostaje użyte, gdy wspinamy się na ostatnie piętro
wieżowca lub jedziemy na rowerze, wówczas zużycie „paliwa”
się zwiększa. Ale zachodzi też i odwrotna sytuacja. Gdy organizm
zorientuje się, że brakuje mu pożywienia, wówczas zmniejsza
szybkość przemiany materii, aby oszczędzać energię. Robi dokładnie to
samo, co rozsądny kierowca, gdy zauważy palącą się kontrolkę
informującą go o braku benzyny. Wszelkie procesy przemiany materii
spowalniają się, aby zużyć jak najmniej zmagazynowanego paliwa, czyli
tkanki tłuszczowej, po to by dotrwać do czasu, gdy okres niedojadania
się skończy. Cały organizm funkcjonuje na nieco mniejszych obrotach,
temperatura ciała może być niższa, mogą pojawić się zaparcia, a
menstruacja — ustać.
Gdy zaczynamy stosować
niskokaloryczną dietę, nasz organizm „myśli”, że panuje
głód. Nie jesteśmy w stanie w żaden nam dostępny sposób
wytłumaczyć naszemu organizmowi, że nie powinien podejmować
wysiłków, by oszczędzać tkankę tłuszczową. Że chcemy się jej
właśnie pozbyć. Tych tłumaczeń nasz organizm nie słyszy. Im bardziej
ograniczamy ilość pożywienia, tym on bardziej się stara, zachować
tłuszczyk. W rezultacie tych starań szybkość przemiany materii spada
drastycznie. Na przykład u osoby na 500-kcalorycznej diecie
metabolizm może zmniejszyć się o 15-20 procent poniżej swej zwykłej
normy. Zaczynamy być ospali, zniechęceni do życia, sfrustrowani. Im
stan taki trwa dłużej, tym trudniej jest osiągnąć niższe wskazania
wagi. Gdy dieta się kończy, a odchudzający się wraca do swoich
normalnych posiłków, wówczas nadal długo jeszcze
utrzymuje się spowolniony metabolizm. Organizm, obawiając się powrotu
głodu, nie tak szybko rezygnuje ze swojej strategii oszczędzania
zapasów. Otrzymując znów swoją porcję zużywa ją
oszczędnie na odbudowywanie zapasów tkanki tłuszczowej. Tak
więc odchudzający się szybko z powrotem dochodzą do swojej pierwotnej
masy ciała, a często nawet przybierają jeszcze więcej, niż miały w
czasie rozpoczynania diety.
Organizm
potrzebuje kilku tygodni, aby przywrócić normalną dla siebie
przemianę materii. Badania wykonane przez naukowców
z Uniwersytetu w Pensylwanii na odchudzających się osobach
stosujących bardzo niskokaloryczną dietę, wykazały, że mimo upływu 5
tygodni od zakończenia diety, proces przemiany materii nie osiągnął
normalnego poziomu. Tego typu postępowanie nazwano zjawiskiem jo-jo.
Polega ono na tym, iż osoby odchudzające się tracą trochę na wadze, a
następnie przybierają więcej niż ważyły na początku. Tak więc
podsumowanie nie brzmi zachęcająco.
Dietetycy obliczyli, że
aby zapobiec spowolnieniu metabolizmu, należy spożywać co najmniej 22
kcal na 1 kg masy ciała. Na przykład, jeżeli ktoś chciałby ważyć 55
kg, jego codzienny jadłospis powinien zawierać co najmniej 1200 kcal.
Jeżeli wartość kaloryczna spożytych pokarmów będzie mniejsza,
powstaje ryzyko zmniejszenia szybkości przemiany materii.
Oprócz
spowolnienia metabolizmu, organizm ma w zapasie także i inne środki
zaradcze. Na przykład: napady niepohamowanego jedzenia.
Automatyczny mechanizm obronny naszego organizmu włącza je, gdy zbyt
często występuje sytuacja niedoboru pożywienia. Organizm mobilizuje
się, aby wykorzystać do maksimum dostępne źródło.
Przypomnijmy sobie taki
obrazek z naszego życia: po silnym postanowieniu zrzucenia zbędnych
kilogramów na śniadanie jemy owoce, na obiad garstkę ryżu, a
wieczorem usiłujemy zasnąć przed kolacją. Ale nic nie jest proste.
Znajomi przychodzą ze stertą ciastek. Wybieramy te najmniej
kaloryczne, ale zanim się zorientujemy już wyjadamy ostatnie okruszki
z całej tacy. Spróbowaliśmy tylko troszeczkę i zanim
zorientowaliśmy się już nic nie było. Mamy poczucie winy za brak
silnej woli. Ale tak naprawdę, to zjawisko to, nie ma nic wspólnego
z naszą silną wolą. Organizm „odłączył” na chwilę mózg,
aby mu nie przeszkadzał realizować swoich biologicznie uwarunkowanych
zadań. Automatyczny mechanizm wyzwolił napad niekontrolowanego
łaknienia. Na nic wyrzuty sumienia. Mechanizm biologiczny jest
silniejszy od wszelkich naszych postanowień.
Podobny mechanizm działa
nie tylko przy odchudzaniu się. Także w sytuacjach przypadkowych.
Gdy, na przykład opuścimy posiłek z braku czasu to przy następnych
może nas dopaść ochota na niepohamowane jedzenie. I na pewno zbyt
dużo zjemy na ten posiłek. Tak więc regularność posiłków
pomaga utrzymać dobrą wagę ciała. Jeśli ktoś permanentnie z powodu
nawału pracy opuszcza obiad, to może liczyć na wybuch apetytu przy
kolacji. A przejadanie się wieczorem przed snem jest nadzwyczaj
niezdrowe.
Częste napady jedzenia,
których osoba stale odchudzająca się nie jest w stanie
kontrolować, mogą przerodzić się w popularną ostatnio chorobę –
bulimię. Polega ona właśnie na niepohamowanym pochłanianiu
pożywienia, które występuje na przemian z prowokowanymi
wymiotami. To właśnie niskokaloryczna dieta okazuje się w większości
przypadków powodem bulimii. Choroba ta nie jest tylko natury
fizycznej. Bulimicy żyją w poczuciu wstydu i moralnej porażki.
Poczucie winy prowadzi ich do uczucia beznadziejności.
Co jadać, aby osiągnąć wagę optymalną?
Przekonanie,
że ilość jedzenia jest jedynym powodem nadwagi jest błędne.
Nieprawdziwe jest twierdzenie, że nadwaga pochodzi głównie z
nadmiaru kalorii. Oczywiście kalorie również należy brać pod
uwagę, ale generalnie to nie tylko ich nadmiar jest powodem otyłości.
Przyczyną jest to co się jada, a nie to ile się jada. Ważny jest
także tryb życia, który jest obecnie bardziej siedzący niż w
przeszłości. Zmieniła się w sposób dramatyczny zawartość
talerza współczesnego człowieka. Nasi dziadkowie jadali
fasolę, warzywa, owoce, chleb i ryż, natomiast mięso i masło nie
stało codziennie na ich stole. Współczesny człowiek jada mięso
(i cały ten tłuszcz, który jest w nim zawarty) dwa lub trzy
razy dziennie, ponadto sery i wiele produktów smażonych,
wprowadzających jeszcze większe ilości tłuszczu do codziennego
jadłospisu. W dzisiejszych czasach pożywienie zawiera 30 procent
więcej tłuszczu niż miało to miejsce w ubiegłym wieku.
Czy to, że zamiast
większej ilości węglowodanów, obecnie jadamy więcej tłuszczu
ma jakieś znaczenie? Dietetycy odpowiadają, że tak i – w
świetle ostatnich badań - jest to znaczenie fundamentalne. Robiono
doświadczenia, w których porównywano zwyczajową,
codzienną dietę spożywaną przez osoby otyłe i osoby szczupłe i
okazało się, że obie grupy spożywają mniej więcej tyle samo kalorii.
To, co różniło posiłki osób otyłych od posiłków
osób szczupłych, była właśnie zawartość tłuszczu. Osoby
szczupłe jadły mniej tłuszczu i więcej węglowodanów.
Tak więc tajemnica szczupłej sylwetki leży w tym,
aby podstawę jadłospisu tworzyły zboża, warzywa, fasole i owoce.
Produkty te zawierają dużo złożonych węglowodanów i błonnika
pokarmowego, a jednocześnie są ubogie w tłuszcz.
Węglowodany wzmagają przemianę materii. A ich
jedynym naturalnym źródłem są produkty pochodzenia roślinnego.
Jeszcze do niedawna istniała wśród odchudzających się teoria,
że to właśnie węglowodany są, obok tłuszczu, najbardziej tuczące, a
osoby odchudzające się unikały produktów zawierających
skrobię. Chleb, ziemniaki, makaron, fasolę wpisywano na „czarną
listę”. Okazuje się jednak, że węglowodany nie są aż tak winne.
Wartość kaloryczna produktów węglowodanowych jest niska. Tak
więc dopiero, gdy węglowodany uzupełni się tłustym dodatkiem, potrawa
przekształca się w wysokokaloryczną.
Obecność
węglowodanów wpływa na przemianę materii i szybsze spalanie
kalorii. Ma też wpływ na wydzielanie przez organizm hormonów,
które są niezbędne do prawidłowej przemiany materii. Jednym z
takich hormonów jest hormon tarczycy nazywany tyroksyną, a
oznaczany symbolem T4. Przy optymalnej ilości
węglowodanów, hormon ten odpowiednio się przekształca i wzmaga
metabolizm, co sprzyja szybkiemu spalaniu kalorii. Przy niedoborze
węglowodanów następuje przekształcenie cząsteczki hormonu w
nieaktywną jego formę. Tak więc, jeżeli dieta zawiera dużo
węglowodanów, to przemiana materii jest przyspieszana. Jeżeli
jest w nie uboga, to metabolizm zostaje spowolniony. Prawdopodobnie
organizm w ten sposób chroni zapasy tłuszczu przed zużyciem i
dlatego zmniejsza wytwarzanie aktywnej formy, która sprzyja
spalaniu tłuszczu. W obecności dużej ilości złożonych węglowodanów
poziom ten jest wysoki, a spalanie tłuszczu — intensywne.
Bardzo podobna sytuacja występuje z innym hormonem, który jest
pochodną adrenaliny - noradrenaliną. Węglowodanowy posiłek powoduje
wydzielanie większej ilości noradrenaliny, która przyśpiesza
metabolizm. Podobny efekt następuje przy paleniu papierosów,
stąd obserwacja, że palenie odchudza. Przeprowadzono ciekawy
eksperyment, który wykazał, że większe spożycie węglowodanów
wpływa na wzrost poziomu noradrenaliny w takim samym stopniu jak
palenie papierosów. Prosimy nie potraktować tej informacji
jako zaproszenia do palenia papierosów, ale jako zachętę do
jadania większej ilości węglowodanów. Jest ich pod dostatkiem
w warzywach, zbożach, owocach i nasionach roślin strączkowych.
Węglowodany złożone występują tylko w produktach pochodzenia
roślinnego. Nie ma ich w rybach, drobiu, wołowinie, wieprzowinie,
mleku ani jajkach.
Również istotne
ilości związków potasu występujące w owocach i warzywach także
sprzyjają szybszej przemianie materii.
Ale
najważniejszą rolę, jaka przypadła w udziale węglowodanom jest ich
udział w mechanizmie powiadamiania organizmu, że zjedliśmy już
dostatecznie dużo. Dlaczego nagle odkładamy widelec? Przestajemy
jeść mimo, że na talerzu leży jeszcze smaczny kąsek? Nie jest to
spowodowane tym, że żołądek jest przepełniony. Nie jest to też
kwestia zjedzonych kalorii, ani tłuszczu obecnego w pożywieniu. To
rola węglowodanów. One powiadamiają organizm, że zjadł już
dostatecznie dużo. Na ich podstawie chodzi nasz wewnętrzny licznik.
Jeżeli więc posiłek zawiera dużo węglowodanów to jesteśmy
najedzeni szybciej i tracimy apetyt, niż przy posiłku białkowym,
ubogim w węglowodany.
Ważną też rolę odgrywa
naturalny cukier zwany fruktozą, a obecny w owocach. Doświadczenia
dietetyczne wykazały, że u osób, które spożyły owoce,
apetyt zmniejsza się. Osoby te po posiłku owocowym na ogół
wybierały pokarmy o mniejszej zawartości tłuszczu. Wysnuto stąd
słuszny wniosek, że jednym ze sposobów zmniejszenia apetytu na
tłuste pokarmy może być jadanie większej ilości słodkich owoców.
Gdy pojawia się uczucie głodu, dobrze jest wtedy zjeść jabłko,
gruszkę, pomarańczę lub inną porcję owoców.
Błonnik pokarmowy, który
występuje w dużych ilościach w produktach roślinnych, właściwie nie
zawiera kalorii, zwiększa objętość pokarmu i daje uczucie sytości.
Nie poddaje się procesom trawienia. Jeszcze do niedawna jego zalety
były zupełnie niedocenione. Usuwano go z żywności, jako składnik
zbędny, na przykład, ziarna zbóż pozbawiano otrąb, by otrzymać
białą mąkę, a z naturalnego ryżu wytwarzano biały ryż. Odkryto, że
pozostawienie włóknika powoduje, iż pokarmy są bardziej sycące
i co za tym idzie wnoszą mniej kalorii. Badania wykazały, że nasza
dieta powinna zawierać 30-40 g błonnika dziennie, ale niewykluczone,
że mogłaby być większa. Wystarczy spojrzeć wstecz na dietę ludzi
pierwotnych. Udział błonnika w ich diecie był kilkunastokrotnie
wyższy niż ten rekomendowany dzisiaj przez dietetyków. A i tak
współczesny człowiek – jak pokazują badania gospodarstw
domowych - dostarcza swojemu organizmowi tylko połowę tej ilości
błonnika, ze względu na wysoki stopień przetworzenia zjadanych
produktów i zbyt dużego udziału produktów białkowych w
diecie.
Co nas najbardziej tuczy?
Wszystkie rodzaje mięsa,
przetwory mleczne, potrawy smażone, oleje i sosy sałatkowe. Jest w
nich sporo tłuszczu, a właśnie ten składnik naszej diety jest
najbardziej tuczący ze wszystkich.
Tłuszcz obecny w
pokarmach z łatwością zostaje przez organizm włączony do istniejących
już zapasów tłuszczowych. Przerobienie go i włączenie do
cennych zapasów jest dla organizmu najłatwiejsze. Zużywa przy
tym jedynie 3 procent wartości kalorycznej spożytego tłuszczu. Jeżeli
przetwarza na zapasy energię zawartą w węglowodanach, to najpierw
musi przekształcić ją w tłuszcz, a proces ten zużywa aż 23 procent
energii węglowodanów.
W pokarmach
mogą występować tłuszcze pochodzenia zwierzęcego lub roślinne. Te
obecne w mięsie, są tak jakby, magazynem energetycznym dla organizmu
zwierzęcia. Zjadając tłuszcz zwierzęcy, zjada się więc te wszystkie
ciasno upakowane zapasy kalorii. I nie wystarczy – tak jak
niektórzy odchudzający się sądzą – pozbawić kawałek
mięsa widocznych kawałków tłuszczu. Określenie „chude
mięso” jest wewnętrznie sprzeczne. Tłuszcz pochodzenia
zwierzęcego obecny w przetworach mlecznych również w znacznym
stopniu wpływa na wartość kaloryczną. Talerz ziemniaczanego puree
zawiera 140 kcal. Po dodaniu łyżki masła ma już 250 kcal.
Oleje
roślinne są również tuczące. Na ich korzyść może świadczyć
jedynie fakt, że nie zawierają cholesterolu, a nasycone kwasy
tłuszczowe są w nich obecne w niewielkich ilościach, w
przeciwieństwie do tłuszczu pochodzenia zwierzęcego. Ich kaloryczność
jednak jest taka sama jak każdego innego tłuszczu, czyli 9 kcal w 1
g.
Dr Ornish
leczący swoich kardiologicznych pacjentów dietą wegańską
twierdzi, że dieta ta nie tylko wspaniale leczy choroby serca, ale
także wpływa na zrzucenie kilogramów: Większość diet
odchudzających opiera się na jadaniu tych samych produktów,
które zazwyczaj jedzą pacjenci, jedynie ogranicza ich ilości.
Osoby te spożywają więc nadal pokarmy dostarczające 30-40 procent
ogółu wartości kalorycznej pod postacią tłuszczu, w
zmniejszonych porcjach, co powoduje, że ciągle odczuwają głód.
Gdy dieta kończy się, większość z odchudzających się osób
przybiera na wadze, „odzyskując” często poprzedni ciężar
ciała, co sprawia, że czują się jeszcze gorzej.
Dr Ornish nie ograniczał
swoim pacjentom ilości spożywanych pokarmów.
Ułożona
przez niego dieta polegała na zmianie rodzaju pokarmów, a nie
na zmianie ich ilości. Pacjenci mogli jadać tak często, jak tylko
byli głodni. Często więc jadali więcej posiłków niż
poprzednio, a i porcje nieraz były większe. Mimo to, dzięki temu że
pokarmy zawierały małe ilości tłuszczu pacjenci chudli.
Problem
często leży w tym, że mamy pewien ustalony poziom apetytu na tłuszcz.
Jeżeli jest go za dużo, potrawa nam nie smakuje, jeżeli za mało
również. Jeżeli naszym przyzwyczajeniem jest jadać puree z
tłuszczem, to gdy jemy je bez niego to odczuwamy smakowo pewien brak.
A jednak ten - na początku wydawałoby się, że niepodważalny, ustalony
przez nasz smak, poziom apetytu na tłuszcz - można zmienić. Wystarczy
kilkakrotnie zjeść potrawę bez tłuszczu. Na początku będzie trochę
dziwnie smakować, ale po kilku lub... kilkunastu razach już nie
potrafimy zjeść jej z tłuszczem. Podobnie ma się rzecz ze słodzeniem
deserów czy herbaty. Proces nabierania nowego przyzwyczajenia
trwa zazwyczaj kilka tygodni i nasz zmysł smaku może przyzwyczaić się
do znacznie niższego poziomu tłuszczu i cukru w pokarmach.
Całkowicie wystarcza nam tłuszcz zawarty w
ziarnach zbóż, w warzywach, owocach i nasionach roślin
strączkowych.
Aktywność
fizyczna potęguje spalanie kalorii. Gdy jesteśmy aktywni,
organizm przystosowuje metabolizm do intensywniejszego spalania
kalorii. Mięśnie pozostają silne. Tkanka mięśniowa charakteryzuje się
szybką przemianą materii i jest wydajna w spalaniu kalorii. Aktywność
fizyczna pomaga utrzymywać apetyt w ryzach. Po intensywnym wysiłku
fizycznym istnieje mniejsze prawdopodobieństwo przejedzenia się, mimo
że organizm spalił właśnie dużo kalorii. To właśnie ten mechanizm
pozwala na utrzymanie szczupłej sylwetki osobom uprawiającym aktywny
tryb życia.
Artykuł
przygotowany został na podstawie materiałów dr Ornisha
dostępnych na angielskojęzycznych stronach internetowych
amerykańskiej organizacji lekarzy – Komitetu Lekarzy
Odpowiedzialnej Medycyny – opracowała Agnieszka Olędzka
|
|