Dlaczego nie lubię budyniowego wegetarianizmu?
Z Elżbietą Margot Kosińską - specjalistką z dziedziny
zdrowego żywienia, autorką wielu artykułów o candidzie,
alergiach i nietolerancjach pokarmowych rozmawia Agnieszka Olędzka
Agnieszka Olędzka: Dlaczego nie lubisz budyniowego wegetarianizmu?
Elżbieta Margot Kosińska: Dlatego, że dzięki niemu
różne autorytety medyczne mogą dyskredytować wegetarianizm i
opowiadać o zagrożeniach jakie niesie ze sobą taki sposób
odżywiania. Ale, na wstępie naszej rozmowy, chciałabym opowiedzieć
historię o dwóch mistrzach zen, którzy wędrowali od
klasztoru do klasztoru. Droga była długa i ciężka. Gdy stanęli na
brzegu rzeki jeden z nich zakasał szatę i korzystając ze swoich
wyćwiczonych nadprzyrodzonych zdolności zaczął iść po powierzchni
wody. Natomiast drugi zawołał: nie szpanuj, popatrz tu jest łódka!
I ja właśnie w tych naszych rozmowach o żywieniu będę chciała
zaprosić Państwa do tej łódki. Abyśmy mogli tą ziemską łódką
zahaczając wzrokiem o niebieskie pułapy, bo przecież nie musimy cały
czas patrzeć na wodę, przeprawić się przez dziedzinę trochę
wzburzonych wód, jaką w dzisiejszych czasach jest nauka o
żywieniu.
Każde pożywienie wpływa na stan energetyczny danej
osoby, a także na stan jej ducha. Wszak już starożytni Chińczycy
mówili: jesteś tym co jesz.
|
A więc, po pierwsze: zrezygnowanie z mięsa, a
zajadanie się przetworami mlecznymi, białym pieczywem, serkami i
przetworzoną żywnością z puszki czy z mikrofalówki nie
prowadzi do zdrowia. Tymczasem, prawidłowo skomponowana dieta
wegańska złożona ze świeżych warzyw, owoców, pełnoziarnistych
kasz i razowej mąki, uzupełniona roślinami strączkowymi i orzechami
jest uznana przez światowe placówki medyczne za dietę
prozdrowotną.
Nie wystarczy miłość do zwierząt i... bułeczka
z topionym serkiem?
Miłość do świata przyrody jest wtedy prawdziwa,
głęboko ukorzeniona, gdy zaczyna się od akceptacji swojej własnej
osoby, od prawidłowego, mądrego dbania o swój własny wehikuł,
jakim zostaliśmy obdarzeni na tej ziemi. Ciało i duch są ze sobą
ściśle zintegrowane, funkcjonują jak naczynia połączone. Pamięć
naszych komórek odbija się mocno na naszych strukturach
psychicznych i na poziomie biologicznym tworząc jeden organizm.
Czy to znaczy też,
że nie lubisz budyniu?
Wyobraź sobie coś, co
bierzemy do ust i co ma taką budyniową konsystencję, miękką i pulchną
i nie musimy się męczyć przy uruchamianiu naszej żuchwy, czy
gruczołów ślinowych. Taki pokarm na ogół szybko
przełykamy, tak że nie zdąży wymieszać się ze śliną, w której
znajdują się enzymy zaczynające proces trawienia. Spływa szybko do
żołądka. Niemowlęca konsystencja pożywienia nie wymaga zaangażowania
żuchwy, gruczołów ślinowych itp. Budyń pełni tu tylko rolę
reprezentanta takiego papkowatego pożywienia jak na przykład: różne
desery, kaszki, homogenizowane, słodzone papki. Jeśli nasza dieta
przechyli się w kierunku takiego pożywienia, które przecież
jest łatwo dostępne i szybkie w przygotowaniu, to wówczas
powoli przestają nam smakować chropowate kasze, surówki, które
trzeba pracowicie gryźć, warzywa z dużą ilością błonnika. Nabieramy
niechętnego dystansu do tego wszystkiego, co wymaga chrupania,
gryzienia i nawet nie zauważamy momentu, gdy przechodzimy na papki,
czyli pokarm niemowlaków. Zubaża to naszą smakową percepcję,
bukiet smaków i zapachów przy połykaniu papki jest
jednowymiarowy, inaczej przy gryzieniu twardego pokarmu, wówczas
po kolei uwalniają się różne smaki i zapachy.
Aby zlokalizować
dokładnie twoją niechęć do budyniu prześledźmy z czego składa się
taki przysłowiowy budyń?
Najczęściej jego głównym składnikiem jest
mleko lub jego przetwory, także cukier, biała mąka, a dla smaku i
zapachu biotechnologicznie wytwarzane aromaty i zagęstniki –
jak informuje nas na etykiecie producent - identyczne z naturalnymi,
czyli ślad po smaku i zapachu różnych owoców.
Zacznijmy więc od głównego składnika
naszego przysłowiowego budyniu jakim jest mleko.
Mleko jest pierwszym pokarmem człowieka, a w
przypadku mleka krowiego jest też pierwszym kontaktem z obcym
gatunkowo białkiem. Układ odpornościowy noworodka ma dwie ważne dla
jego funkcjonowania cechy: po pierwsze jest niedojrzały, a po drugie
„pamiętliwy” i ma głęboką zdolność silnego reagowania na
pierwsze bodźce, które pojawiają się wraz z pokarmem.
Zapamiętuje je raz na całe życie. Czyli to, z czym zetknie się na
początku życia, ustala pewien wzorzec. Niedojrzałość zaś układu
pokarmowego polega na tym, że nie wszystkie przeciwciała w organizmie
niemowlaka są gotowe, a nawet obecne. Poza tym jelita są niezbyt
szczelne. Cóż to oznacza? Tkanka śluzowa jelit nie jest zbyt
zwarta, a kosmki jelitowe nie są tak gęsto „utkane”, jak
to powinno być w wieku późniejszym, w jelitach dorosłego
człowieka. Tak więc grubsze cząstki pokarmów mogą przez te
szpary przenikać do drobnych naczynek krwionośnych, którymi są
oplecione jelita. Jeśli noworodek karmiony jest mlekiem matki to ten
mechanizm wytworzony przez naturę działa bez zarzutu. Ta
nieszczelność jelit jest tutaj celowa. Układ odpornościowy dzięki
temu może szybciej dojrzewać. Przeciwciała zawarte w mleku matki
uzupełniają i „uczą” niedojrzały układ odpornościowy
dziecka prawidłowo reagować i dostarczają, tak jakby, planu na dalsze
jego budowanie.
Czyżby Matka-Natura, która wytworzyła
tyle skomplikowanych mechanizmów adaptacyjnych do
najróżniejszych niesprzyjających warunków, nie
przewidziała opcji karmienia noworodków mlekiem innego
gatunku?
Nie. „Nieszczelne”
jelita przepuszczą obce gatunkowo białko, a niedojrzały układ
odpornościowy nie będzie wiedział, czy to nie jest jakaś groźna
toksyna, którą należy zneutralizować, czy może patologiczna
bakteria, czy tylko jakaś nieszkodliwa cząstka pokarmowa, którą
należy usunąć. Układ odpornościowy zareaguje histerycznie wytaczając
„ciężką artylerię”, czyli białe ciałka krwi gotowe do
walki z zagrożeniem. Mogą wystąpić stany podgorączkowe, duszność,
pokrzywka, a po pewnym czasie rozpulchnienie śluzówki jelit,
która wówczas staje się podatna na infekcje. Inne błony
śluzowe w organizmie również zostają rozpulchnione. Na
przykład, błony śluzowe układu oddechowego i całego aparatu usznego,
stąd bardzo częste zapalenia ucha środkowego u dzieci, które
piją mleko krowie. Dzięki zaawansowanym technologicznie badaniom
naukowym stwierdzono, że często przy pierwszym kontakcie kosmków
z białkiem mleka krowiego zmniejszają się one niemal o połowę i
takimi mogą już pozostać przez całe życie.
Reklama mówi: pij mleko, będziesz wielki...
To jest prawda. Mleko krowie zawiera o wiele więcej białka, będącego
materiałem budulcowym dla organizmu i wapnia niż mleko kobiece. Bo
też cielak ma urosnąć o wiele szybciej niż noworodek ludzki. Zawiera
natomiast znacznie mniej cukru mlekowego: laktozy, który ma za
zadanie zasilać, między innymi, mózg. Dlatego dzieci karmione
mlekiem krowim, ale także i dorośli pijący przetwory mleczne, tak
bardzo łakną cukru. Często też właśnie te przetwory są dosładzane.
Glukoza, która powstaje z rozpadu laktozy jest niezbędnym
„paliwem” dla mózgu – czyli także jego
intelektualnych funkcji. Mleko krowie ma też mniej lecytyny, niż jest
to potrzebne rozwijającemu się organizmowi. Lecytyna jest substancją
tłuszczową, która buduje nasz mózg. Tak więc zacytowany
przez ciebie slogan reklamowy nie kłamie. Dzieci karmione mlekiem
krowim są cięższe, szybciej przybierają na wadze, ale rozwijają się
intelektualnie i psychicznie wolniej. Zostało to udokumentowane
badaniami naukowymi.
Czy mleko z kartonika UHT, homogenizowane ma
jeszcze coś wspólnego z tym podręcznikowym, o którym
uczą się przyszli żywieniowcy i lekarze?
Badania nad składem i przyswajalnością mleka
przeprowadzone zostały wiele lat temu, gdy mleko nie było poddawane
tylu handlowym zabiegom. W dalszym ciągu, przy ocenie jego
przydatności do spożycia brane są pod uwagę tamte parametry.
Tymczasem w trakcie tych zabiegów zmienia się struktura
cząsteczek mleka, na przykład po pasteryzacji, homogenizacji, czy po
zabiegu termicznym z użyciem wysokiej temperatury. Pasteryzacja,
czyli kilkakrotne podgrzewanie mleka do wysokiej temperatury zmienia
jego układ cząsteczkowy na tyle, że wapń zawarty w tym produkcie
przestaje być dla nas dobrze przyswajalny. Homogenizacja, której
poddawane są obecnie wszystkie mleczne produkty, jest zabiegiem
typowo handlowym służącym polepszeniu wyglądu produktu na półce
w sklepie, aby śmietana czy serek nie rozwarstwiała się, nie
podchodziła wodą, a na wierzchu nie zbierał się żółty kożuch.
W czasie tego zabiegu zostają rozerwane struktury cząsteczkowe. I te
drobniutkie cząstki przenikają niestrawione do krwioobiegu. Po
prostu, nie zdążą być obrobione przez nasze soki trawienne, bo za
krótko znajdują się w jelitach. Z tego powodu nie zostają
zneutralizowane pewne enzymy zawarte w mleku, które to w mleku
nie poddawanym homogenizacji są zupełnie niegroźne, bowiem zostają
unieszkodliwione w trakcie trawienia. Jednym z takich enzymów
nabierających złowieszczego znaczenia jest oxydaza ksantowa, która
z mleka homogenizowanego bardzo szybko przedostaje się do krwioobiegu
i uszkadza naczynia krwionośne. Wówczas organizm, żeby
„załatać” uszkodzenia wdraża mechanizmy ratujące
uszkodzone naczynka. Taką „łatą” jest cholesterol. Tak
więc, podwyższony cholesterol, który jest coraz częściej
diagnozowany, nawet u młodych ludzi, nie jest sam w sobie czymś złym,
z czym mamy walczyć, co mamy obniżać używając leków za wszelką
cenę, tylko jest odpowiedzią organizmu na daną sytuację. Po pewnym
czasie zmniejsza się światło w cały czas „cerowanych”
pracowicie przez organizm naczyniach i może się pojawić miażdżyca.
Jest też wiele innych dolegliwości, których
nie kojarzymy nawet z codzienną szklanką mleka.
Jakich?
Zatkany permanentnie nos. Nie do odetkania. Cera
trądzikowata. Bóle uszu, zapalenia oskrzeli, częste
odksztuszanie śluzu, katar. A ze strony przewodu pokarmowego:
nudności, kolki, luźne stolce na zmianę z zaparciami. Ciężki oddech i
ciężkie nogi, tak jakby się przeszło z 10 kilometrów. I czy
ktoś sobie uświadomi, że to wszystko przez to, że przedwczoraj zjadł
dużo twarożku?
Szeroko rozumiane alergie pokarmowe, w odróżnieniu od innych rodzajów
alergii na ogół nie manifestują się od razu po spożyciu
alergizującego pożywienia. Ogół objawów alergii
pokarmowej narasta latami. Kumulują się one, a pierwsze występują od
kilkunastu godzin do kilku dni po zjedzeniu produktu. W rezultacie,
wiele osób nie uświadamia sobie związku tego, co zjedli z tym,
jak się czują. Ulubione jedzonko, które nas potajemnie
alergizuje jest jadane często i w przeświadczeniu, że jest zdrowe, bo
bezpośrednio po jego zjedzeniu czujemy się dobrze. To sprawia, że
jemy je w przekonaniu, że jest ono dla nas najlepszym pokarmem.
Uniemożliwia nam to prawidłowe rozpoznanie, co jest przyczyną naszych
utrapień.
Objawy nietolerancji mleka mogą ujawniać się nawet
po latach. Mleko jest jednym z najgroźniejszych alergenów
pokarmowych.
Ostatnio przez łamy internetu i gazet przetoczyła się dyskusja na temat mleka. Pij mleko, będziesz wielki... zamieniło się na pij mleko, będziesz
kaleką. Przyznam, iż dotąd nie mogę uwierzyć, że tak szybko padł
budowany przez kilkadziesiąt lat wizerunek białego płynu jako
niezbędnika dla dzieci i młodzieży szkolnej. Jeszcze rok temu, gdy w
Wegetariańskim Świecie wydrukowaliśmy artykuł o mleku,
otrzymaliśmy wiele krytycznych uwag, że chyba przesadzamy z tym
zagrożeniem. Przyszedł nawet list od grupy osób podpisujących
się - Poznaniacy, którzy wręcz zagrozili nam
niekupowaniem WŚ jeśli dalej będziemy pisać tak niekorzystnie o
mleku.
Nie padł, lecz się trochę zachwiał pojawiły się pierwsze szczeliny w jego fundamentach. Cóż, najbezpieczniej pisać o szkodliwości
palenia papierosów, albo jadania słoniny, wszelkie inne tematy
mogą okazać się kontrowersyjne, chociaż... już za słoniną mogą się
wstawić propagatorzy diety Kwaśniewskiego. Zanim przejdziemy do
szczegółów i wgłębimy się w różnego rodzaju
nietolerancje pokarmowe i szkody czynione w organizmie przez mleko i
inne budyniowate, chciałabym podpisać się pod zdaniem
wypowiedzianym przez doktora Siwika, twórcę Kliniki i Szkoły
Porodu Naturalnego we wspomnianym przez ciebie artykule z Kulis.
Medycyna bierze dziś udział w jednym z największych oszustw
ostatniego stulecia. Jest na usługach koncernów. Zawarte w
mleku składniki powodują uszkodzenie wielu narządów
wewnętrznych człowieka, nieodwracalne zmiany w układzie
naczyniowym, sercowym i kostnym.
Jeszcze w podręcznikach dla przyszłych lekarzy można znaleźć nauki, że mleko wzmacnia kościec,
dostarcza wapnia do organizmu. Tymczasem według obecnej wiedzy mleko
nie tylko nie wzmacnia kości, ale je osłabia.
Tak, a to dlatego, że zawarte w mleku białko utrudnia wchłanianie wapnia z jelit. Tak więc
układ pokarmowy w dużej części nie może wykorzystać wapnia z mleka. A
na dodatek, gdy jemy dużo produktów mlecznych wówczas
organizm aby zneutralizować nadmiar zakwaszającego białka, musi
wykorzystać wapń przyjęty z innych pokarmów, a w przypadku,
gdy te inne pokarmy, np. białe bułeczki, serek, ciasteczko mają go
zbyt mało lub wcale, pobiera wapń z kości. Teza o wartości mleka jako
dostarczyciela wapnia tworzyła się w ubiegłym stuleciu, kiedy to
analitycznie zmierzono, że mleko wapnia ma sporo. I automatycznie
zaczęto uważać, że skoro ma duże ilości wapnia to jest dobrym
dostarczycielem wapnia do organizmu. Na marginesie dodam, że w
obecnej dietetyce jest jeszcze dużo takich automatycznych
przeniesień. Na przykład: że mięso jest dobrym dostarczycielem żelaza
do ustroju. Ale wróćmy do mleka i jego niszczącej roli w
organizmie. Jeśli nadal wierzymy, że mleko jest dobrym źródłem
wapnia chroniącego nas przed osteoporozą, to spójrzmy na
problem od strony statystycznej. Osteoporoza jest najbardziej
rozpowszechniona w regionach świata o wysokim spożyciu mleka, głównie
w Europie Północnej, Kanadzie i USA. W krajach, w których
nie spożywa się mleka albo pije się go bardzo mało, na przykład: w
Afryce, w Chinach i w Japonii osteoporoza jest niezwykle rzadkim
przypadkiem chorobowym. Warto tu wspomnieć o roli pierwiastka o
nazwie bor. Pełni on w stosunku do wapnia taką samą rolę, jaką
wykonuje witamina B 6 w stosunku do magnezu. Czyli, zatrzymuje wapń
tam, gdzie jest on potrzebny, przeciwdziałając jego ucieczce z
ustroju. Otóż, we wszystkich krajach Trzeciego Świata spożywa
się dużo roślinnych produktów z reguły bogatych w bor. Boru
nie znajdziemy w mięsie ani w mleku – podstawowych produktach
prozachodniej diety. Osoby o mleczno-mięsnych upodobaniach na ogół
unikają jarzyn. Tak więc, brak boru oraz zakwaszenie organizmu
skoncentrowanym białkiem, a także rafinadami cukrowymi owocuje
nagminną ucieczką wapnia z organizmu.
Już ponad 20 lat temu zrzeszająca kilka tysięcy członków międzynarodowa
organizacja Lekarze na Rzecz Odpowiedzialnej Medycyny w Nowych
Pięciu Grupach Pokarmowych, w których także mówi
się o niekorzystnych aspektach jadania mięsa, wydała oświadczenie, w
którym ostrzega przed piciem mleka. Lista przeciwwskazań liczy
kilkadziesiąt punktów.
Jednym ze składników mleka uważanym przez medycynę za korzystny jest
laktoza, czyli cukier mleczny. Laktoza nie wywołuje klasycznych
reakcji alergicznych, dostarcza dla organizmu paliwa, jakim po
jej rozłożeniu jest glukoza. To wystarcza, że laktoza jest
traktowana jako wartościowy składnik pożywienia, mimo iż badania
ostatnich lat pokazują, że 80 procent dorosłych ludzi po prostu jej
nie trawi. Na przykład, u nas w kraju problemy ze strawieniem
laktozy ma połowa Polaków. Laktoza powoduje niekorzystne
reakcje ze strony przewodu pokarmowego, takie jak: gazy, wzdęcia,
odbijania, nudności, czego medycyna zdaje się oficjalnie nie
zauważać. Oprócz tych doraźnych niedogodności, których
najczęściej nie kojarzy się z wypiciem mleka, bo przecież mleko jest
taaaakie zdrowe, laktoza w konsekwencji upośledza całokształt
funkcjonowania przewodu pokarmowego. W konsekwencji także i inne
pokarmy będą z powodu jego słabszej aktywności dłużej zalegały i mogą
pozostać niestrawione.
Już na przełomie lat 70 i 80. kiedy zaczęło dorastać pierwsze pokolenie dzieci wychowanych „na butli” z mlekiem krowim, okazało się, że pokolenie to o wiele
częściej zapada na cukrzycę. Badania prowadzone niedawno wykazały
dużą zależność pomiędzy piciem mleka w wieku dziecięcym, a
zachorowalnością na cukrzycę typu I. Tak więc propagowanie picia
mleka doprowadziło w krótkim czasie do kilkunastokrotnego
wzrostu zachorowań na cukrzycę wśród dzieci.
Jaki jest mechanizm powodujący tą zależność?
Otóż, po każdym kubku mleka układ
immunologiczny mobilizuje się i przypuszcza atak na obce białko. Taka
częsta mobilizacja nie jest korzystna dla samopoczucia dziecka, ale
dopiero przy infekcji wirusowej sprawa komplikuje się i tworzy często
tragiczny w skutkach łańcuch zdarzeń. Otóż, w czasie choroby
wirusowej organizm, aby skutecznie zaatakować wirusa i zmobilizować
obronę immunologiczną, produkuje duże ilości interferonu. Hormon ten
pobudza jednocześnie trzustkę do wytwarzania pewnego białka nazwanego
w skrócie p69, które wytwarzane jest w komórkach
produkujących insulinę. Tak się pechowo składa, że jedno z białek
mlecznych jest w budowie prawie identyczne jak owe p69. A na dodatek,
najczęściej układ odpornościowy, znajdujący się w stanie alergii na
mleko, nie odróżnia tych białek. Tak więc rozpoznaje on w
białku mlecznym agresora i stara się go wyeliminować, zabijając
jednocześnie komórki trzustki produkujące insulinę. W ten
sposób dochodzi do powolnego zniszczenia całego układu,
trzustka nie może już wytwarzać insuliny i wówczas lekarze
rozpoznają cukrzycę, a życie małego pacjenta staje się uzależnione od
strzykawki z insuliną. Oczywiście nie dzieje się to nagle, proces
trwa latami, najczęściej dysfunkcja trzustki ujawnia się w wieku
kilkunastu lat, a niekiedy później. Na szczęście, często
dzieci mające nieujawnione jeszcze problemy z alergią, gwałtownie
protestują przeciwko piciu mleka. Niekiedy stawiają na swoim unikając
w ten sposób złego losu. I znów, aby pokazać globalnie
związek pomiędzy piciem mleka a cukrzycą, możemy się podeprzeć
statystyką. Otóż, największy odsetek osób chorych na
młodzieńczą odmianę cukrzycy notuje się w Finlandii, w której
także przypada największa ilość mleka na głowę dziecka.
Następnymi krajami w tej smutnej statystyce są Szwecja i Norwegia,
Dania i Wielka Brytania – mleczni potentaci.
W potocznym mniemaniu, odpowiedzialnością za cukrzycę obciąża się na ogół cukier - sacharozę. Czyżby cukier był tu niewinnie posądzonym?
Przy cukrzycy typu I, w większości przypadków, sprawcą jest białko mleka. Ale...
sacharoza ma tyle na sumieniu, że nic nie zdoła wybielić jej opinii.
Cukrzyca młodzieńcza zostaje spowodowana reakcją ze strony układu
odpornościowego, który przypuszcza atak na własne tkanki,
czyli można ją zaliczyć do chorób autoimmunologicznych.
Natomiast do rozwoju II typu cukrzycy, często poprzedzonej długą fazą
hipoglikemii, z całą pewnością przyczynia się sacharoza i wszystkie
rafinowane produkty węglowodanowe.
Cóż oznacza określenie choroba autoimmunologiczna?
Może oznaczać ona każdą z chorób, w której mechanizmy obronne dane nam przez
naturę obracają się przeciwko tkankom własnego organizmu. To właśnie
podłoże ma także wyjątkowe dawniej, a obecnie coraz częstsze wśród
dzieci i młodzieży reumatoidalne zapalenie stawów, gdzie
chrząstki międzystawowe zostają niszczone przez własny układ
odpornościowy na skutek błędnego rozpoznania niektórych
substancji znajdujących się w organizmie. A dostarczanych właśnie z
pożywieniem. Tu też głównym winowajcą jest mleko.
Nie powinniśmy zapominać, że to co jemy, ma bardzo duży wpływ na nasze zdrowie. Światowa
Organizacja Zdrowia podaje, że największy wpływ na nasze zdrowie, bo
aż pięćdziesięcioprocentowy ma pożywienie, dwudziestoprocentowy –
geny, również dwudziestoprocentowy – środowisko, a tylko
dziesięć procent zależy od opieki medycznej.
Wróćmy do mleka. Czy picie białego płynu ma jakieś dobre strony?
W oparciu o najnowsze doniesienia medyczne odpowiedź brzmi – nie. Koszty,
które ponosi organizm na skutek picia mleka, czy spożywania
jego przetworów są tak duże, że ewentualne korzyści, na
przykład dostarczenie niektórych witamin lub mikroelementów
są nieporównywalnie niższe. Poza tym w mleku UHT najczęściej
już nie ma witamin czułych na temperaturę, na przykład wiele witamin
z grupy B, a białka przestają być strawne i przyswajalne. No i te
dodatki: resztki chemii rolnej, weterynaryjnej, pestycydy,
proszek do prania, antybiotyki, sterydy, substancje stymulujące
mleczność, hormony itp. również nie są obojętne dla ludzkiego
zdrowia.
Z badań udostępnionych przez Instytut Żywienia i Żywności w Warszawie wynika, że prawie 20 procent polskich
dzieci ma niedobór enzymu trawiącego laktozę. Takich danych
Instytut raczej nie upowszechnia. A szkoda, bo wówczas może
nie marnowano by publicznych pieniędzy na akcję szklanki mleka w
szkole.
Szczególnie w starszych klasach
podstawówki, ponieważ początek okresu dojrzewania zbiega się z
postępującą nietolerancja laktozy. Okazuje się także, że istnieje
silny związek pomiędzy ilością wypijanego mleka, a zapadalnością
kobiet na choroby związane z układem rozrodczym. Na przykład: guzy,
torbiele, upławy, infekcje, rozregulowany cykl rozrodczy,
niepłodność. Te dolegliwości zmniejszają się lub całkiem ustępują,
gdy kobiety zaprzestają spożywania przetworów mlecznych. Tak
pokazują doświadczenia lekarzy leczących za pomocą diety. Teoria
mówiąca o powiązaniu występowania nowotworów układu
rozrodczego z piciem mleka nie została jeszcze sformułowana, ani
zbadana, ale myślę, że również i o niej niebawem usłyszymy.
Natomiast został już pokazany niekorzystny scenariusz, który
powstaje przy tak zalecanym ze względu na osteoporozę piciu mleka w
okresie menopauzy. Kobietom poleca się w tym okresie spożywanie
większej ilości przetworów mlecznych, które mają
rzekomo dostarczać wapń i w ten sposób zapobiegać jego
ubytkom. A tymczasem dzieje się całkiem odwrotnie...
Tak więc zataczając koło wróciłyśmy
do początku naszej rozmowy, do wapnia, który jest bardzo
ważnym składnikiem pożywienia i którego duże ilości analitycy
znaleźli w mleku.
Zaśluzowany wskutek picia mleka przewód
pokarmowy, po prostu reagujący alergicznie, nie jest w stanie przyjąć
nie tylko wapnia, ale także i innych składników odżywczych,
również i z innych pokarmów. I cóż... na talerzu
było wiele cennych składników, z których organizm
niewiele skorzystał.
Rozmowy z Elżbietą Margot Kosińską są kontynuowane w kolejnych numerach Wegetariańskiego Świata i na jego stronach internetowych: www.wegetarianski.pl w dziale przeczytaj nasze artykuły.
W pasjonującym tak zwanym ciągu dalszym o
rafinadach przemysłowych, czyli o tym co stoi na półkach
sklepowych i... lepiej, aby tam pozostało, o
pleomorfizmie mikroorganizmów w naszym ciele.
|
|